Grypserzy i nie-ludzie – czyli więzienna rzeczywistość minionej epoki

7501604936_38fa81b390_o

Więzienna podkultura oparta na sztywnych regułach, których nieodłączną częścią była przemoc i specyficzny język (grysera) ma w naszym kraju długą tradycję sięgającą lat 60. XX w. Obecnie jednak skostniałe reguły, którym należało bezwzględnie się podporządkowywać tracą rację bytu.

Badacze tematu, początków grypsowania dopatrują się w przejęciu zachowań „urków”, a następnie „charakterniaków”, którzy zdominowali powojenny świat więziennej subkultury. Wszystko zacząć miało się w warszawskim zakładzie karnym zwanym Gęsiówką. Następnie nowa więzienna podkultura miała rozlać się na region łódzki i wrocławski.

Hierarchia

Za kratami za „ludzi” uważali się niewątpliwie grypserzy (git-ludzie) – przy czym wszyscy inni według nich nie zasługiwali na to miano. Skazani za cięższe przestępstwa, takie jak rozboje, pobicia, czy zabójstwa, często narzucali swoją wolę reszcie współwięźniów, nierzadko wykorzystując do tego brutalną siłę. Grupa ta miała również wyraźnie wrogi stosunek do funkcjonariuszy służby więziennej, całej administracji i prowadzonych wobec „ludzi” działań resocjalizacyjnych.

Grypserów wyróżniało kilka cech. Najważniejszą z nich było ścisłe przestrzeganie więziennej drabiny społecznej. Niżej postawieni członkowie tej nieformalnej grupy byli ściśle podporządkowani zasadom w niej panującym, a ich obowiązkiem było wypełnianie poleceń współwięźniów z wyższych szczebli hierarchii. Co ciekawe, mimo izolacji, grupa nakładała na swoich członków dodatkowe – oprócz regulaminowych – ograniczenia. Grypserzy musieli bezwzględnie przestrzegać zasad grupy, co często czyniło ich niewolnikami przestępczych reguł postępowania. Przynależność do grypserskiego kolektywu uwarunkowana była posiadaniem pewnych specyficznych cech osobowościowych, takich jak honor grypserski i specyficznie rozumiana godność osobista. Ważną cechą był też solidaryzm. Przejawiał się począwszy w używaniu specyficznego języka (grypsera), charakterystycznym noszeniu ubioru, poprzez wspólne rozboje i bunty, na „więziennym braterstwie” (obiecaniu sobie wzajemnej pomocy) skończywszy.

Prowodyr

skinhead-364824_1920W każdej grypserskiej grupie istniał „prowodyr” czyli przywódca git-ludzi, wywodzący się z osób najbardziej więziennie doświadczonych (odsiadujących najdłuższe wyroki, mającym przestępczą praktykę) i „najaktywniejszych” więźniów. Przywódca nie był w żaden sposób wybierany. Wyrastał z grupy samoczynnie, imponując pozostałym współwięźniom aktywnością, siłą, sprytem i doświadczeniem przestępczym. Najbardziej pożądanymi cechami prowodyra była pogarda dla tchórzostwa, zaradność, nieustępliwość, odporność na ból, determinacja, a także obojętność na cudze cierpienie.
Prowodyrzy działali na dwa sposoby. Część z nich ostentacyjnie łamała więzienny regulamin, a inni pozostawali w cieniu, kierując grupą z ukrycia (zdarzało się, że niektórzy członkowie grupy grypserskiej nigdy nie widzieli osobiście swojego przywódcy i nie rozmawiali z nim, a mimo to wypełniają lojalnie jego polecenia).
Bez względu na jego sposób oddziaływania na więzienne środowisko do zdań przywódcy należało zawsze regulowanie działania grypserów, rozstrzyganie kwestii spornych, degradacja lub wyniesienie kogoś w grupowej hierarchii, czy inicjacja buntów.

Specyficzna rutyna

Jak już wspomnieliśmy git-ludzie kierowali się specyficznymi normami, które w rzeczywistości były swoistymi ograniczeniami zachowań we wszystkich dziedzinach życia. Owe obostrzenia narzucane były często osobom spoza grypserskiej podkultury. Wiele z nich dotyczyło specyficznie rozumianej higieny osobistej. I tak, osoba niegrypsująca nie powinna dotykać produktów spożywczych i nakryć stołowych (dotyczy to w szczególności cweli – osób zgwałconych i przez to napiętnowanych). Sam grypsujący nie mógł pełnić żadnych funkcji porządkowych, ponieważ prace te są „nieczyste”. Za „nieczyste” (przecwelone) uważane były także przedmioty, które miały kontakt z genitaliami lub wpadły do ubikacji. Natomiast gdy ktoś chciał załatwić potrzebę fizjologiczną musiał ostrzec pozostałych grypserów hasłem „nie szamać” (nie jeść), bo w tym czasie nie można było spożywać posiłków.

Nie-ludzie i frajerzy

nicholas-kwok-225380-unsplash1Były to określenia, którymi grypserzy posługiwali się aby zaznaczyć opozycję my-oni. Więzienny kodeks ściśle regulował wizerunek niegrypsujących w oczach git-ludzi i ich wzajemne relacje. Część z nich odnosiła się zarówno do współwięźniów, jak i więziennego personelu. Przedstawicieli więziennej administracji nie mógł prosić o nic wprost, a raczej stosować szantaż („Panie wychowawco, jak mnie pan nie przerzuci pod celę 311 [nie przeniesie do celi], to nie odpowiadam za siebie”). Grypser nie mógł podać ręki klawiszowi lub frajerowi (osobie z poza grupy grypserskiej). Tych drugich więzienny kodeks nakazywał lekceważyć, szykanować, poniżać, ośmieszać, czy zmuszać do wykonywania dyżurów i posług osobistych.
Najgorszą sytuacje mieli wspomniani wcześniej cwele, a także kapusie (donosiciele), bo tych grypserski kodeks nakazywał bić, gwałcić, pozbawiać i zakazywać wszystkiego na wszelkie możliwe sposoby.

Schyłek ery grypserów

Żelazne zasady więziennej podkultury niewytrzymały próby czasu. Ortodoksyjne reguły przestały mieć znaczenie w obliczu znacznie łagodniejszych warunków odsiadki, wszechobecnych narkotyków i co za tym idzie pieniędzy. Wymierzanie sprawiedliwości współwięźniom – za które obecnie grożą ciężkie konsekwencje, z wydłużeniem wyroku włącznie –  także odeszło do lamusa, bo po prostu przestało się opłacać. Zmienił się również sposób traktowania administracji więzienia, która obecnie nie jest już uważana za wroga numer jeden.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: