KRYMINALNE

Pedro Alonzo Lopez – multizabójca, który gdzieś tam jest

Stopklatka1

Trudno o osobę, której odbieranie życia przychodziłoby równie łatwo. Kolumbijczyk Perdro Alonzo Lopez ma na swoim koncie ponad 300 morderstw. „Potwór z Andów”, bo taki sobie zyskał przydomek, na swoje ofiary wybierał zawsze małe dziewczynki. Pomimo tego że trafiał do więzienia za swe czyny, wymiar sprawiedliwości zawsze był dla niego wyjątkowo łaskawy. Obecnie poszukuje go Interpol.

Pochodzący z Santa Isabel w Kolumbii Pedro Alonzo Lopez nie miał łatwego dzieciństwa. Urodzony w 1948 r. Pedro był siódmym dzieckiem z trzynastu. Podobnie, jak większość jego rodzeństwa nie znał swojego ojca, gdyż urodził się na skutek nieostrożności zawodowej matki, która trudniła się prostytucją, często wykonując najstarszy zawód świata na oczach dzieci.

Gdy miał 8 lat matka przyłapała go na pieszczeniu młodszej siostry i wyrzuciła z domu.

Gdy głodny i zagubiony Pedro włóczył się ulicami starszy mężczyzna zwabił go do siebie, kusząc perspektywą noclegu i wyżywienia. Jego „wybawiciel” okazał się jednak pedofilem. Wielokrotnie zgwałcił i pobił chłopca, omal nie doprowadzając do jego śmierci.

„Straciłem swoją niewinność w wieku 8 lat i wtedy postanowiłem, o ile tylko zdołam, zrobić to samo młodym dziewczynkom” – miał po latach wyznać Pedro.

Jego pechowa passa trwał nadal. Gdy miał 12 lat i włóczył się ulicami Bogoty, zaczepiło go amerykańskie małżeństwo, poruszone jego nędznym wyglądem. Młody Lopez, zrażony do obcych, odmówił pójścia do ich domu. Ostatecznie zgodził się i dzięki temu prawdopodobnie miał przez chwilę normalne dzieciństwo. Otrzymał własny pokój, poszedł także do szkoły. Tam stał się ofiarą molestowania jednego z nauczycieli. Nie był w stanie tego znieść i uciekł z nowego domu.

Kilka lat po tym zdarzeniu 18-letni Pedro trafił za kratki za kradzież samochodu. W drugim dniu pobytu został zgwałcony przez czterech więźniów. Dwa tygodnie później trzech gwałcicieli już nie żyło.

Władze więzienia uznały, że Lopez działał w obronie własnej i dodały mu 2 lata do wyroku. W sumie spędził w więzieniu 7 lat.

Gdy mężczyzna opuścił więzienie zaczął wypełniać daną sobie obietnicę. Wyjechał do Peru i za wyrządzone krzywdy, zaczął mordować młode dziewczynki – po trzy tygodniowo.

Tylko w roku 1978 zgwałcił i zamordował tam co najmniej setkę dzieci.

Przyłapany na gorącym uczynku i uniewinniony

stopklatka7Młody morderca szczególnie upodobał sobie indiańskie dzieci, które porywał z wiosek. Podczas jednej z takich akcji, gdy Lopez obnażył dziewięcioletnią dziewczynkę i zaczął ją torturować, przypadkowo znajdujący się w okolicy ludzie usłyszeli jej krzyki.

Lopez został złapany na gorącym uczynku i gdy rodzina dziecka była już zdecydowana pochować go żywcem, znajdująca się w pobliżu zakonnica przekonała ludzi do przekazania zwyrodnialca policji. Ta z kolei nie chciała marnować czasu na skargi Indian. Ostatecznie zabójca został deportowany do Ekwadoru i uwolniony.

Wówczas Lopez ruszył w swoją śmiercionośną podróż przez Ekwador i Kolumbię, zostawiając za sobą dziesiątki zmasakrowanych ciał.

Ówczesne organy ścigania nie skojarzyły osoby mordercy z popełnianymi zbrodniami, miast tego wskazywały, że zniknięcia dziewcząt mogły mieć związek z handlem żywym towarem, który miał swoją długą tradycję w Ameryce Południowej.

Schwytanie Lopeza

yputube6Passa bezkarności Lopeza skończyła się w 1980 r. Wtedy to w ekwadorskiej miejscowości Ambato wylała rzeka, która oddała ciała czterech ofiar mordercy. Wreszcie władze zaczęły łączyć ze sobą przyczyny znikania dziewczynek. Zorganizowano wówczas zakrojone na szeroką skale poszukiwania. Zwyrodnialec wpadł jednak przez przypadek, gdy próbował porwać dziesięcioletnią dziewczynkę w pasażu handlowym Plaza Rosa.

Pomimo tego, że po schwytaniu przyznał się do wszystkich zbrodni, organy ścigania podchodziły do jego zeznań sceptycznie. Głównie wynikało to z szoku i niedowierzania przesłuchujących go policjantów. Jednak ich wątpliwości prysły, gdy odnaleziono ponad 50 wskazanych przez Lopeza grobów.

Według słów mordercy zabił on 110 dziewczyn w Ekwadorze, 100 w Kolumbii i ponad 100 w Peru.

Motywacja i zaginięcie zabójcy

Biegli orzekli, że Lopez działał z pełną premedytacją. Zwykle wabił dzieci do wcześniej przygotowanego miejsca różnymi obietnicami i świecidełkami. Tam już czekał na nie dół, który był ich grobem.

stopklatka9.jpg

Morderca nigdy nie zabijał w nocy, gdyż chciał widzieć śmierć swoich ofiar.  A tę zadawał szybko, ale tylko dlatego, że zmuszały go do tego okoliczności, czyli ryzyko nakrycia.

Czasem jednak się nie spieszył. Bywało tak, że w wykopanym dole urządzał makabryczne przyjęcia. Sadzał koło siebie martwe dwie lub trzy dziewczynki, robił im herbatę i grał dobrego gospodarza.

Kierowała nim motywacja seksualna. Na początku swoje ofiary traktował z troską – układał do snu, karmił, starał się być miły. Kontrolę tracił gdy zaczynał je dusić. Podniecało go patrzenie jak z dziewczynek uchodzi życie. Na koniec zawsze upewniał się, czy jego ofiary są martwe – przykładał im lusterko do ust lub przecinał żyły, żeby zobaczyć czy krew nadal płynie.

Początkowo Pero Lopeza oskarżono o 53 zabójstwa, jednak po pewnym czasie liczba ta wzrosła do 110. Dodać należy że usłyszał zarzuty dotyczące jedynie zbrodni popełnionych w Ekwadorze.

Morderca dostał wyrok 20 lat więzienia, czyli najwyższy wymiar kary przewidziany wówczas w Ekwadorze. Po 16 latach został przedterminowo zwolniony i deportowany do jego rodzimego kraju – Kolumbii.

Tam jednak po krótkim czasie znów został przyłapany na próbie morderstwa i aresztowany. Tym razem sąd uznał, że Lopez jest niepoczytalny i zamknął go w zakładzie psychiatrycznym. W 1998 r. uznano go za wyleczonego i słuch po nim zaginął. W Kolumbii co jakiś czas odnajdywano ciała młodych dziewcząt, aż do 2002 r., gdy zbrodnie przestały być powielane. Obecnie w związku z kolejnym zabójstwem Pedro Lopez poszukiwany jest przez Interpol.

==============================================

Małżeństwa duchów – makabryczny zwyczaj pogrzebowy made in China

china-1031557_1920

Prawdziwe szokujący trend rozkwitł w ostatnich latach na północy Chin. Chodzi o nekroprzemysł związany z chińską tradycją tzw. małżeństw duchów. Mieszkańcy Państwa Środka chcą by w zaświatach zmarłym kawalerom towarzyszyły nieżyjące „panny młode”.

Wiara we wzajemne przenikanie się świata żywych, ze światem zmarłych jest silnie zakorzeniona w chińskiej tradycji. Co więcej, ci którzy odeszli nadal mają mieć całkiem przyziemne potrzeby.

Niespokojny duch

kkkW dawnych czasach Chińczycy budowali zmarłym władcom podziemne siedziby, do których wkładali przedmioty codziennego użytku.

Z biegiem lat także do grobów zwykłych obywateli zaczęto składać ulubione przedmioty z których zmarły korzystał za życia. Aby umilić nieżyjącym czas w zaświatach, w miejskich domach pogrzebowych można dziś nabyć atrapy różnych sprzętów, takich jak małe plastikowe telewizorki, czy samochodziki, które także trafiają do grobu  wraz z urną.

Aby zmarły członek rodziny nie stał się niespokojnym duchem, prześladującym żywych, a miast tego wspierał ją, należy nadal zaspokajać jego „doczesne” potrzeby. W związku z tym wielu Chińczyków zapewnia swoim bliskim zmarłym ofiarę z jadła i alkoholu, którą nierzadko spotkać można na chińskich grobach. Wierzą oni, że dusze zmarłych żywią się duchową energią takiej strawy, zaś żywi spożyć mogą jej materialną część.

Małżeństwo yin

Stara chińska tradycja mówi, że zmarły może się także ożenić. Obyczaj „małżeństwa duchów” rozkwitł na północy Chin w czasach dynastii Ming (XIV-XVII w.). Wówczas zaręczyny odbywały się, gdy przyszli małżonkowie byli jeszcze dziećmi.

Jeśli narzeczony zmarł przed ślubem, jego rodzina mogła dopełnić zawartego kontraktu i przyjąć do siebie narzeczoną nieboszczyka. Aby tzw. małżeństwo yin (nawa jednego z dwóch pierwiastków w chińskiej filozofii, oznaczająca „coś ukrytego”, „zasłoniętego cieniem”) musiała odbyć się ślubna ceremonia, włącznie z nocą poślubną – w jej trakcie pana młodego zastępował drewniany, szmaciny lub papierowy manekin.

Bezdzietna panna młoda przeważnie nie miała poważania w domu zmarłego narzeczonego i w rodzinnej hierarchii zajmowała zwykle najniższą pozycję.

Tego typu małżeństwa zakazane zostały dopiero przez chińskich komunistów w 1949 r.

Potrzeby miłosne duchów

Reformy ekonomiczne dokonane w Chinach podczas końcowego okresu ubiegłego stulecia spowodowały rozluźnienie religijne i obyczajowe Państwa Środka. Wraz z nimi wróciły jednak stare tradycje, ale nierzadko w nowej odsłonie.

henri-pham-KbaemlXJoIY-unsplash

Dla przykładu na północy Chin odrodziły się małżeństwa yin. Do grobów zmarłych kawalerów trafiały manekiny symbolizujące małżonkę lub ziemia z grobu nieboszczki, która posypywano grób mężczyzny.

Z czasem jednak bogatszym mieszkańcom przestała wystarczać taka forma pochówku. Aby w pełni zadowolić ducha kawalera uznano, że do jego grobu powinno trafić świeże ciało „cmentarnej narzeczonej”.

Panny młode prosto z grobów

china-1572781_1920Do wymagań zamożnej chińskiej klienteli dostawał się czarny rynek. Kilka la temu w Yanchuan, w chińskiej prowincji Shaanxi, kilku mężczyzn trudnić zaczęło się odkopywaniem nieżyjących kobiet, a następnie sprzedawaniem ich rodzinom martwych nieżonatych mężczyzn. W ciągu dwóch lat sprzedali co najmniej 10 zwłok za łączną cenę 240 tysięcy juanów (ponad 130 tysięcy złotych). Zasada jest jedna: im lepiej zachowane ciało, tym więcej jest warte.

Z kolei w  2009 roku pewien ojciec – który pochował tragicznie zmarłego wskutek wypadku samochodowego syna – obiecał zapłacić handlarzom zwłokami 33 000 juanów (16 500 złotych), jeśli ci znajdą odpowiednią „pannę młodą” dla jego zmarłego potomka. Przestępcy przyłapani zostali przez policję na próbie wydobycia z grobu nastoletniej dziewczyny, która popełniła samobójstwo po tym, jak nie zdała egzaminów wstępnych do szkoły wyższej.

Handel zwłokami kwitnie, pomimo prób walki chińskiego rządu z tym procederem. Wiele ciał pochowanych jest na kurhanach na polach, a groby nie są w żaden sposób zabezpieczone pilnowane. Chiński rząd promuje kremację, aby zapobiegać bezczeszczeniu zwłok. Wielu mieszkańców Państwa Środka nie chce jednak niszczyć ciał zmarłych.

Czasem także rodziny zmarłej niezamężnej kobiety godzą się na taką transakcję, aby nie czuła się ona samotna w zaświatach. Aranżowaniem nekroślubów zajmują się zwykle ci sami swaci, którzy aranżują małżeństwa żywych.

„Najświeższe ciała” z morderstw

Niestety wykopywanie trupów to nie wszystko, do czego posuwają się handlarze martwymi kobietami. W 2007 roku policja zatrzymała niejakiego Song Tiantanga z prowincji Hebei. Zbił on duże pieniądze na wykopywaniu z grobów kobiecych zwłok i sprzedawaniu ich zamożnym rodzinom. Cena ciała zależała jednak od jego „świeżości”. Mężczyzna doszedł do wniosku, że aby ta była zachowana, miast wykopywać ciało z ziemi, łatwiej będzie odebrać życie potencjalnej pannie młodej. Na swoje ofiary wybierał młode niezamężne kobiety, imigrantki ze wsi lub kobiety chore umysłowo. W sumie Song zabił sześć kobiet, za co skazany został na karę śmierci.

Sześć lat wcześniej pewien mężczyzna, wraz z dójką współpracowników, zamordował kobietę w ciąży (zwabił ją do samochodu celem podwiezienia). Następnie miał ją dostarczyć rodzinie, która zapłaciła za ciało na „ślub duchów” 22 000 juanów (ponad 12 000 złotych). Mężczyzna swoją zbrodnię również przypłacił życiem.

=============================================

Prof. Piotr Jabłoński: Dilerzy stosują takie same metody jak reklamodawcy

zjęcie

– Handlarze narkotyków stosują często te same metody co producenci reklam. Przekonują, że niektóre grupy narkotyków zapewnią nam miłe towarzystwo, dobre samopoczucie, czy komfort psychiczny i ludzie w to wpadają – mówi portalowi aspoleczni.org prof. Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii.

Coraz częściej po narkotyki sięgają ludzie dorośli, w przedziale wiekowym 30-40 lat. Jak to się dzieje, że osoby dojrzałe ulegają pokusie zażycia substancji psychoaktywnych?

Kłopoty spływają na wszystkich. Mówimy tu o grupie wiekowej, która jak się wydaje przeszła okres naporu i burzy hormonalnej. Jednak ci ludzie zmagają się z innymi problemami. Doskwierają im problemy zdrowotne, społeczne, stres związany z pracą czy, z utrzymaniem statusu zawodowego. Właśnie tutaj jest spora grupa ludzi, która próbuje zwiększyć swoją wydolność na rynku pracy.

Czy jest to tylko problem tzw. białych kołnierzyków?

Często, myśląc o takich osobach, myślimy o korporacjach, czy bankach. Ale problem dotyczy również, na przykład kierowców tirów. Oni, żeby dłużej pracować, nie tracić koncentracji, czy nie musieć spać, sięgają po substancje stymulujące. Więc jest to cała grupa ludzi.

Narkotyki stają się częścią naszej codziennej rzeczywistości?

Wiele osób zażywających substancje psychoaktywne żyje w środowisku, w którym narkotyki stały się elementem codzienności. Widzą doświadczenia innych ludzi i zauważają, że narkotyki czasami w sposób fałszywy, a czasami w sposób krótkoterminowy – ale jednak – niektórym ludziom pomagają w tej pierwszej fazie ich stosowania.

W czym pomagają?

Pomagają zachować dobry nastrój, pomagają zachować kontakty, czy w walce ze stresem. Wtedy ludzie wpadają w tę pułapkę. Szczególnie że internet jest pełen informacji, iż tak naprawdę wszystko jest w reklamie piwa – lekkie i przyjemne.

Po narkotykach świat jest bardziej „przystępny”?

Z medialnego przekazu wynika, że pijąc piwo dzisiaj będziemy młodsi, ładniejsi, atrakcyjniejsi, będziemy spędzali czas w miłym towarzystwie i takich samych form używają również handlarze narkotykami. Przekonują, że niektóre grupy narkotyków zapewnią nam miłe towarzystwo, dobre samopoczucie, czy komfort psychiczny i ludzie w to wpadają. A ponieważ te doświadczenia w tej chwili już nie są zamknięte do określonych grup, tylko są powszechnie dostępne, to ludzie również coraz większymi grupami na tego typu niebezpieczeństwa są narażeni.

A po jakie narkotyki sięgają ci ludzie? Czy to są tzw. narkotyki z wyższej półki, czy raczej ich tanie substytuty, typu dopalacze?

Z tym bywa różnie. Jeśli myślimy o narkotyku z wyższej półki to myślimy o kokainie. Jest ona droga i dostępna dla określonych grup, ale także konsumowana w Polsce. Ale nasz kraj niestety jest również producentem jednej z lepszych metaamfetamina w Europie. Jest to bardzo dobry narkotyk, w tym znaczeniu, że jest dosyć czysty, ma silny potencjał odurzający i jest również stosunkowo tani i łatwo dostępny. Dlatego ludzie po niego sięgają.

Tak jak sięgali po dopalacze?

Dopalacze przez pewien czas również były taką formą. Nawet jeśli były droższe niż klasyczne narkotyki to miały jeden element pozytywny – taki że były legalne. A więc nie istniało niebezpieczeństwo popadnięcia w konflikt z prawem i to również napędzało ich popularność. Wielu ludzi było świadomych tego, że te narkotyki są niekontrolowane i nie wiadomo jakie będą przynosiły skutki. Wiele osób popada w bardzo poważne problemy zdrowotne z powodu zażywania dopalaczy, ale ta ich atrakcyjność, że są legalne i nie można z ich powodu być przedmiotem zainteresowania policji również napędzała modę na te substancje.

Specjaliści twierdzą, że picie alkoholu prowadzi do zażywania innych substancji psychotropowych. Jednak na alkohol jest powszechne przyzwolenie.

Jest powszechne przyzwolenie, ale jednocześnie jest wiele osób które tracą kontrolę nad alkoholem i próbują leczyć się różnego rodzaju innymi substancjami. Są ludzie, którzy wzmacniają efekty alkoholu używając narkotyków albo starają się zredukować efekty krótko, czy długoterminowego przedawkowania alkoholu, używając określonych grup narkotyków. Tak samo jest zresztą z używaniem substancji nielegalnych, nazywanych popularnie narkotykami. Osób, które je zażywają, używają alkoholu jako wzmacniacza albo wygaszacza który pozwoli im usnąć.

No i mamy całą grupę ludzi, którzy są uzależnieni czynnościowo, czyli to co nazywamy uzależnieniami behawioralnymi. Należą do nich np. hazard, gry komputerowe, czy zakupy. Tam również osoby mogą poprawiać swoją skuteczność albo redukować stres poprzez sięganie zarówno po alkohol jak i inne substancje – te nielegalne. Więc dzisiaj powinniśmy mówić raczej o rynku substancji psychoaktywnych, niż rozróżniać je na alkohol, substancje odurzające i środki psychotropowe.

Coraz więcej mówi się o legalizacji marihuany. Czy można powiedzieć, że zaczyna być akceptowana społecznie? Nawet w Sejmie co jakiś czas odżywa dyskusja na ten temat.

Prawie 40 procent osób zgłaszających się – szczególnie pierwszorazowo – do leczenia, są to osoby które zgłosiły się tam z powodu utraty kontroli nad nadużywaniem konopi. Przyznać trzeba, że zmienia się status społeczny marihuany – w Polsce i na świecie. Na świecie może nawet dużo szybciej, dlatego że trzy lata temu marihuana została zalegalizowana w Urugwaju, a w ubiegłym roku w Kanadzie.

Będzie i u nas legalna?

Generalnie myślę, że nie ma obecnie dążenia do tego, żeby doprowadzić do legalizacji marihuany, bo jest to droga odległa. Natomiast na pewno wiele grup społecznych byłoby zadowolonych, gdyby nastąpiła depenalizacja (odejście od karania), czy dekryminalizacja podsiania tego narkotyku.

Grypserzy i nie-ludzie – czyli więzienna rzeczywistość minionej epoki

7501604936_38fa81b390_o

Więzienna podkultura oparta na sztywnych regułach, których nieodłączną częścią była przemoc i specyficzny język (grysera) ma w naszym kraju długą tradycję sięgającą lat 60. XX w. Obecnie jednak skostniałe reguły, którym należało bezwzględnie się podporządkowywać tracą rację bytu.

Badacze tematu, początków grypsowania dopatrują się w przejęciu zachowań „urków”, a następnie „charakterniaków”, którzy zdominowali powojenny świat więziennej subkultury. Wszystko zacząć miało się w warszawskim zakładzie karnym zwanym Gęsiówką. Następnie nowa więzienna podkultura miała rozlać się na region łódzki i wrocławski.

Hierarchia

Za kratami za „ludzi” uważali się niewątpliwie grypserzy (git-ludzie) – przy czym wszyscy inni według nich nie zasługiwali na to miano. Skazani za cięższe przestępstwa, takie jak rozboje, pobicia, czy zabójstwa, często narzucali swoją wolę reszcie współwięźniów, nierzadko wykorzystując do tego brutalną siłę. Grupa ta miała również wyraźnie wrogi stosunek do funkcjonariuszy służby więziennej, całej administracji i prowadzonych wobec „ludzi” działań resocjalizacyjnych.

Grypserów wyróżniało kilka cech. Najważniejszą z nich było ścisłe przestrzeganie więziennej drabiny społecznej. Niżej postawieni członkowie tej nieformalnej grupy byli ściśle podporządkowani zasadom w niej panującym, a ich obowiązkiem było wypełnianie poleceń współwięźniów z wyższych szczebli hierarchii. Co ciekawe, mimo izolacji, grupa nakładała na swoich członków dodatkowe – oprócz regulaminowych – ograniczenia. Grypserzy musieli bezwzględnie przestrzegać zasad grupy, co często czyniło ich niewolnikami przestępczych reguł postępowania. Przynależność do grypserskiego kolektywu uwarunkowana była posiadaniem pewnych specyficznych cech osobowościowych, takich jak honor grypserski i specyficznie rozumiana godność osobista. Ważną cechą był też solidaryzm. Przejawiał się począwszy w używaniu specyficznego języka (grypsera), charakterystycznym noszeniu ubioru, poprzez wspólne rozboje i bunty, na „więziennym braterstwie” (obiecaniu sobie wzajemnej pomocy) skończywszy.

Prowodyr

skinhead-364824_1920W każdej grypserskiej grupie istniał „prowodyr” czyli przywódca git-ludzi, wywodzący się z osób najbardziej więziennie doświadczonych (odsiadujących najdłuższe wyroki, mającym przestępczą praktykę) i „najaktywniejszych” więźniów. Przywódca nie był w żaden sposób wybierany. Wyrastał z grupy samoczynnie, imponując pozostałym współwięźniom aktywnością, siłą, sprytem i doświadczeniem przestępczym. Najbardziej pożądanymi cechami prowodyra była pogarda dla tchórzostwa, zaradność, nieustępliwość, odporność na ból, determinacja, a także obojętność na cudze cierpienie.
Prowodyrzy działali na dwa sposoby. Część z nich ostentacyjnie łamała więzienny regulamin, a inni pozostawali w cieniu, kierując grupą z ukrycia (zdarza się, że niektórzy członkowie grupy grypserskiej nigdy nie widzieli osobiście swojego przywódcy i nie rozmawiali z nim, a mimo to wypełniają lojalnie jego polecenia).
Bez względu na jego sposób oddziaływania na więzienne środowisko do zdań przywódcy należało zawsze regulowanie działania grypserów, rozstrzyganie kwestii spornych, degradacja lub wyniesienie kogoś w grupowej hierarchii, czy inicjacja buntów.

Specyficzna rutyna

Jak już wspomnieliśmy git-ludzie kierowali się specyficznymi normami, które w rzeczywistości są swoistymi ograniczeniami zachowań we wszystkich dziedzinach życia. Owe obostrzenia narzucane były często osobom spoza grypserskiej podkultury. Wiele z nich dotyczyło specyficznie rozumianej higieny osobistej. I tak, osoba niegrypsująca nie powinna dotykać produktów spożywczych i nakryć stołowych (dotyczy to w szczególności cweli – osób zgwałconych i przez to napiętnowanych). Sam grypsujący nie mógł pełnić żadnych funkcji porządkowych, ponieważ prace te są „nieczyste”. Za „nieczyste” (przecwelone) uważane były także przedmioty, które miały kontakt z genitaliami lub wpadły do ubikacji. Natomiast gdy ktoś chciał załatwić potrzebę fizjologiczną musiał ostrzec pozostałych grypserów hasłem „nie szamać” (nie jeść), bo w tym czasie nie można spożywać posiłków.

Nie-ludzie i frajerzy

nicholas-kwok-225380-unsplash1Są to określenia, którymi grypserzy posługiwali się aby zaznaczyć opozycję my-oni. Więzienny kodeks ściśle regulował wizerunek niegrypsujących w oczach git-ludzi i ich wzajemne relacje. Część z nich odnosiła się zarówno do współwięźniów, jak i więziennego personelu. Przedstawicieli więziennej administracji nie można było prosić o nic wprost, a raczej stosować szantaż („Panie wychowawco, jak mnie pan nie przerzuci pod celę 311 [nie przeniesie do celi], to nie odpowiadam za siebie”). Grypser nie może podać ręki klawiszowi lub frajerowi (osobie z poza grupy grypserskiej). Tych drugich więzienny kodeks nakazywał lekceważyć, szykanować, poniżać, ośmieszać, czy zmuszać do wykonywania dyżurów i posług osobistych.

Najgorszą sytuacje mieli wspomniani wcześniej cwele, a także kapusie (donosiciele), bo tych grypserski kodeks nakazywał ich bić, gwałcić, pozbawiać i zakazywać wszystkiego na wszelkie możliwe sposoby.

Schyłek ery grypserów

Żelazne zasady więziennej podkultury niewytrzymały próby czasu. Ortodoksyjne reguły przestały mieć znaczenie w obliczu znacznie łagodniejszych warunków odsiadki, wszechobecnych narkotyków i co za tym idzie pieniędzy. Wymierzanie sprawiedliwości współwięźniom – za które obecnie grożą ciężkie konsekwencje, z wydłużeniem wyroku włącznie – także odeszło do lamusa, bo po prostu przestało się opłacać. Zmienił się również sposób traktowania administracji więzienia, która obecnie nie jest już uważana za wroga numer jeden.

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑